niedziela, 24 lutego 2013

Notka

Hej wam!

Chciałam dodać rozdział w ten weekend tak jak obiecywałam, ale nie dam rady, bo mam zupełną blokadę mózgu. 

Nie mogę wymyślić zupełnie nic ;(

I do tego ciągle zastanawiam się czy warto prowadzić tego bloga dalej. Tak patrzę na liczbę komentarzy i myślę, że wejść jest nawet sporo, a komentów masakrycznie mało.

Jeżeli pod następnym rozdziałem nie będzie chociaż z 8 komentarzy przestanę pisać, bo to nie ma sensu.

Buziaki

@Syllwiiaaa


PS. Przepraszam za to, że ostatnio nie komentuje waszych blogów, ale zwykle siedzę na telefonie, a przez moją głupią Nokię C3 się nie da ;/ 

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 11


Blondynka kierowała się w stronę domu Lucy, bo wiedziała, że nikogo tam nie będzie.
Gdy dojechała na miejsce, znalazła klucze od domu przyjaciółki i weszła. Wyciągnęła telefon i wysłała krótką wiadomość do Maggie.

Przyjedź do Lu, teraz. Szybko. ONA wróciła.

Po dosłownie kilku sekundach otrzymała wiadomość od Mag, że ta już jedzie.
Nie minęło 15 minut, a Maggie była już na miejscu i pukała do drzwi wielkiego domu.
- Jak to wróciła? - Zapytała na przywitanie Mag.
- Nie wiem! - Krzyknęła Brandi. - Byłam u ojca i ona też tam była. - Jej oczy znowu się zaszkliły.
- Do cholery jasnej... - Mag złapała się za czoło i lekko pocierała. - Ale czego ona tym razem może chcieć?
Brandi milczała. Nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Brandi! - Maggie przerwała jej myślenie.
- Nie wiem! - Dziewczyna krzyczała coraz bardziej.
Mag wyciągnęła swój telefon i wybrała czyjś numer.
- Do kogo masz zamiar dzwonić? - Zapytała ją już trochę spokojniej Bri.
- Do Lucy. Ona też powinna tu być i to wiedzieć.
- Pogieło cię?! Ona dopiero miała wypadek! A poza tym, ona ma trochę inne rzeczy do roboty!
- Za późno. - Nastała chwila ciszy. - Lucy? Hej, tu Maggie. Przyjechała byś do swojego domu? Musimy porozmawiać. - Lucy zadawała wiele pytań. - Jak przyjedziesz to pogadamy. Brandi też tu jest. - Mag rozłączyła się.
- Musiałaś, prawda? Nie mogłaś jej tego oszczędzić? To ona miała z nas wszystkich najgorzej przez nią. - Brandi prawie wywarczała na nią.
- Chyba ma prawo wiedzieć co się dzieje. Poza tym, to Lucy prawie wtedy umarła, nie my. - Mag gapiła się na nią. Nienawidziła siostry i sama jeszcze chwilę wcześniej chciała ją skrzywdzić, ale na myśl, że już raz przeżywała ten ból... To mocne ukłucie w klatce piersiowej gdy dowiedziała się, że jej siostra może nie przeżyć.


* 5 lat wcześniej*

- Myślicie, że ta sukienka będzie dobra na naszą potrójną randkę? - Zapytała szczęśliwa Maggie.
- Mag... Boże! Wyglądasz bosko! - Krzyknęła Bri.
Lucy patrzyła na swoją młodszą siostrę.
- Wiesz, że jak mama cię zobaczy to cię z domu nie wypuści? - Zapytała brunetka.
- Dlatego dam Brandi te rzeczy i przebiorę się u niej. - Odpowiedziała zadowolona Mag.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi pokoju Lucy. Po chwili pojawił się w nich pan Hale.
- Cześć dziewczynki. - Powiedział uśmiechnięty. - O, Brandi! Dawno cię u nas nie było. - Dopowiedział.
- Dzień dobry panu. Dawno? Tydzień to nie aż tak dużo. - Zaśmiała się.
- Co jest tatku? - Zapytała go Maggie.
- Kolacja dziewczęta. - Odpowiedział miło i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
- Idziemy? - Zapytała Luu.
- Pewnie. - Odpowiedziały jej dwie blondynki.
Po chwili trzy roześmiane dziewczyny zeszły do jadalni.
Rodzina Hale mieszkała w wielkiej willi na obrzeżach L.A.
Była to bogata rodzina. Zarabiali głównie dzięki panu Hale, który miał największą i najlepszą firmę nieruchomościową, ale w dużej mierze też dzięki Luu, która od pewnego czasu zaczęła zajmować się aktorstwem.
W czasie kolacji dziewczyny postanowiły, że chcą aby na noc Lucy i Maggie przyjechały do Bri.
Rodzice sióstr zgodzili się, po czym Brandi zadzwoniła po swoją mamę, żeby ta po nie przyjechała.
Noc u przyjaciółki, to był tylko pretekst, żeby Luu i Mag mogły na noc opuścić dom i iść się spotkać z chłopakami.
Siostry spakowały się, a po chwili podjechała pod dom mama Brandi - Samantha.
Dziewczyny wsiadły do samochodu i pojechały do centrum Los Angeles - do domu Bri.
Na miejscu przyszykowały się do wyjścia i pojechały samochodem w umówione miejsce.
Czekali tam na nie trzej chłopacy.
Brandi uśmiechnęła się gdy zobaczyła swojego chłopaka. Był to wysoki mulat o pięknych brązowych oczach i prawie czarnych włosach. Zain.
Gdy dziewczyny zaparkowały, on jedyny podszedł otworzyć swojej dziewczynie drzwi od samochodu aby ta mogła wysiąść, na co dwie pozostałe patrzyły z lekko zazdrością.
Brandi wyglądała pięknie. Miała na sobie założoną czarną sukienkę do połowy ud i do tego śliczne szpilki tego samego koloru. Wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle.
Była typem dziewczyny, która nienawidziła chodzenia w sukienkach i tego typu butach. Wolała cały czas chodzić w trampkach, spodenkach i za dużych koszulkach, które zwykle należały do jej chłopaka.
- Hej mała. - Powiedział i pocałował ją czule.
- Hej. - Odpowiedziała mu.
Była przy nim taka szczęśliwa. Każdy to widział. Z Zain'em znali się od zawsze. Pozanali się w przedszkolu i od tamtej pory byli przyjaciółmi. Do czasu.
Rok wcześniej Zain wyznał jej swoje uczucie i zaczęli ze sobą chodzić.
- Ekhm... - Chrząknął Lucas, chłopak Lucy. - Może przestaniecie się migdalić i pójdziemy wreszcie z tego parkingu?
- Dobra, chodźmy. - Powiedziała Brandi.
Cała szóstka skierowała się do wielkiego wejścia do kina. Potem w planach mieli jechać do jakiejś małej restauracyjki.
Gdy wszyscy weszli do kina, Drew, chłopak Maggie poszedł kupić bilety. Horror. Wszyscy z wyjątkiem Brandi uwielbiali horrory.
Po chwili chłopak wrócił z biletami i kilkoma wiaderkami popcornu.
- Nie dał byś rady bez tego? - Zapytała lekko znudzona zachowaniem chłopaka Mag.
- Skarbie, film bez popcornu to nie film. - Odpowiedział jej Drew, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
Brandi chyba niezbyt chciała iść na film.
- Co jest mała? - Zapytał ją Zain.
- Może zamiast oglądać z resztą pójdziemy się przejść po okolicy? - Zapytała go.
- Pewnie. - Chłopak zgodził się, po czym rzucił do reszty. - Dobra, u nas mała zmiana planów. My jedna nie idziemy na film. Miłego oglądania.
Bri i Zain szybko odeszli od reszty znajomych, żeby tylko nie słyszeć, jak to bardzo zmienni są.
Gdy znaleźli się na zewnątrz, panowała przez pewien czas przyjemna cisza.
Ale przerwał ją Zain.
- Musimy porozmawiać.
Bri spojrzała na niego. Te słowa nie brzmiały dobrze. Zwykle oznaczają coś złego.
- Okeeej. - Odpowiedziała mu.
Gdy doszli do parku położonego kawałek drogi od kina, usiedli na ławce.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - Powiedział jej chłopak.
- Tak, ja ciebie też. - Zapadła cisza, którą przerwała blondynka. - Proszę cię, powiedz mi o co chodzi, bo zaczynam się bać.
Kolejna chwila ciszy.
- Brandi... Ja wyprowadzam się z rodzicami z L.A. do Bradford w Anglii. - Chłopak spuścił głowę i patrzył na swoje czarne trampki.
Dziewczynę zamurowało, a po chwili po jej policzkach zaczęły spływać strumieniami łzy.
Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić.
Po dłuższej chwili wstała i zaczęła oddalać się od chłopaka, na co on podbiegł do niej i pocałował ją.
- Zain... To koniec. - Rzuciła dziewczyna.
Zdjęła swoje szpilki, chwyciła je w ręce i zaczęła biec.
Dobiegła do swojego samochodu, wsiadła do niego, odpaliła go i szybko pojechała do domu. Przez zapłakane oczy ledwo widziała drogę.
Na dworze przed domem siedział Ron. Gdy zobaczył zapłakaną siostrę, od razu zapytał co się stało, no co ona tylko odpowiedziała, że ma dać jej spokój i że faceci to podłe świnie.
Gdy wbiegła do domu pobiegła od razu do matki.
- Bloo, co się stało? - Zapytała ją Samantha.
- On wyjeżdża do Anglii! - Krzyknęła Brandi i rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Skarbie... A gdzie Lucy i Maggie? - Zapytała matka.
- W kinie z chłopakami.
- Pojadę po nie.
To wydało się Brandi dziwne, że jej matka chciała jechać po jej przyjaciółki których sama nienawidziła. Bri nie wiedziała dlaczego. Była na nią tylko zła, że zostawiła ją samą gdy ta niezmiernie jej potrzebowała.

- Myślicie, że czemu nie chcieli oglądać filmu? - Zapytała Mag gdy wychodzili po filmie z sali kinowej.
- Nie wnikajmy w to, Maggie. - Odpowiedziała jej siostra. Brunetka zauważyła matkę Bri stojącą przy drzwiach wyjściowych i rozglądającą się, tak jak by kogoś szukała.
Gdy spojrzała na nich, od razu podeszła szybkim krokiem.
- Dziewczyny, wracamy. Brandi jest już w domu. - Powiedziała do sióstr.
- Dobrze. - Odpowiedziały jej zdezorientowane dziewczyny.
Pożegnały się z chłopakami i poszły za Sammie do jej samochodu.
Gdy odjechały, matka blondynki włączyła w samochodzie muzykę, którą puszcza się na pogrzebach. Dokładnie taką samą. Zdziwiło to bardzo dziewczyny.
Żadna nie chciała się odezwać.
W pewnym momencie odezwała się Sam:
- Do zobaczenie po drugiej stronie. - Uśmiechnęła się złowieszczo, rozpędziła samochód i wjechała pod tira który jechał na przeciwnym pasie.
Dziewczyny zaczęły piszczeć.
Po chwili samochód zmiażdżył się do połowy normalnych rozmiarów.
Tir zatrzymał się momentalnie.
Ktoś zadzwonił 112 i wezwał pomoc.
Sammie nic się nie stało. Wysiadła tylko z samochodu i zaczęła przeklinać, że następnym razem się uda.
Maggie wysiadła z auta z pomocą jakiegoś mężczyzny.
Lucy się nie ruszała. Nawet nie drgnęła gdy ktoś do niej mówił.
Wszystko toczyło się bardzo szybko.
Przyjechało pogotowie i zabrało Luu do szpitala. Nie wiedzieli czy dziewczyna przeżyje.
Po Bri zadzwoniła Mag. Blondynka zjawiła się w szpitalu bardzo szybko.
Gdy Mag opowiedziała jej wszystko co zdążyło się w samochodzie, Bri podbiegła do matki i zaczęła na nią krzyczeć.
- Po co to chciałaś zrobić?!
- One mają na ciebie zły wpływ. - Odpowiedziała jej spokojnie matka.
- Zły wpływ?! Serio?! To teraz ci wyjaśnię jedno: Jesteś skończona suko! Od teraz nie masz nic! Nawet tata i Ron nie będą chcieli cię widzieć i znać!
Samantha patrzyła na córkę z szeroko otwartymi oczami.
Bri nie odzywała się więcej, tylko poszła do Mag i razem poszły do Lucy.
Jej stan był krytyczny. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie.
Rodzina Hale i Brandi całą noc siedzieli w szpitalu i wspólnie się modlili, aby brunetka wyszła z tego cało.
Nad ranem, lekarz obwieścił im wspaniałą nowinę. Luu żyła i była w stabilnym stanie.
Wszyscy bardzo się cieszyli, że nic jej nie będzie.

Kilka miesięcy po wypadku, Maggie odcięła się zupełnie od rodziny i przyjaciół. Po pewnym czasie wyjechała daleko od domu. Nie chciała być znaleziona.
Lucy i Brandi przyjaźniły się dalej. Luu spotykała się z dalej z Lucasem, a Bri potwornie tęskniła za Zain'em. Miała nadzieję, że kiedyś go jeszcze spotka.
Ojciec Brandi wziął rozwód z Samanthą, po czym ta wyjechała do Meksyku. Nie została ukarana, bo nic jej nie udowodniono.


*teraz*

- Masz rację. Lepiej jednak żeby wiedziała. - Odpowiedział Brandi.



Hej!
Jest kolejny rozdział (chyba najdłuższy) 
Myślałam, że nie skończę go nigdy pisać :O
Takie wspomnienia trochę.
W zakładkach jest dodana nowa postać - Samantha. 
Dzięki za miłe komentarze ;*

Jeżeli czytasz - komentuj, dla ciebie to tylko kilka stuknięć w klawiaturę, ale dla mnie sporo znaczy :)

Buziaki
@Syllwiiaaa

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 10


Dziewczyny rozmawiały jeszcze przez pewien czas, po czym Annie poszła spać.
Po chwili rozległ się dźwięk jej telefonu.
- Halo? - Odezwała się.
- Czeeeeeść maleńka. - Powiedział głos w jej słuchawce.
- Z kim mam przyjemność? - Zapytała dziewczyna.
- Z twoim największym koszmarem.
Bri rozłączyła się. Głos tej osoby był komputerowo przekształcony i przerażał dziewczynę.
Gdy ktoś zadzwonił do drzwi, podskoczyła aż ze strachu.
Przed ich domem stał samochód z pizzeri.
Pewnie An zamówiła pizze sobie. - Pomyślała Bri.
Wzięła od dostawcy przywiezione jedzenie i zamknęła drzwi. Gdy otworzyła karton na środku pizzy widniał wielki napis ułożony ze składników.
DZIWKA
Dziewczyna zastanawiała się o co chodzi, a po chwili jej telefon znów zadzwonił.
- Kim jesteś i czego chcesz? - Powiedziała Brandi gdy tylko odebrała.
- Moja droga Buu, nie za wcześnie na takie pytania? Mam nadzieję, że dostałaś moją pizze dla ciebie.
Nastała głucha cisza.
- Buu, czy coś się stało, że się nie odzywasz? - Zapytał szyderczo głos w słuchawce.
- Ron, to nie było śmieszne! - Krzyknęła do słuchawki. Słychać było jakieś przełączenie w telefonie i po chwili głos się znów odezwał, ale już normalnie.
- Cholera, skąd wiedziałaś, że to ja? - Powiedział jej brat do telefonu.
- Bo tylko ty debilu mówisz do mnie Buu. - Krzyczała na brata.
- Mała wpadka. O której jutro będziesz? - Zapytał.
- Nie wiem.
Dziewczyna się rozłączyła. Jej brat ją nieźle nastraszył.
Skierowała się w stronę swojego pokoju i poszła spać.

Następnego dnia gdy dziewczyna wstała i zeszła do kuchni zobaczyła, że jej siostra robi śniadanie.
- Hej. - Rzuciła krótkie przywitanie An.
- Cześć. Muszę jechać po Luu. Zostajesz tu? - Zapytała ją.
- Jadę do domu. Pogadamy jeszcze potem?
- Okej.
Dziewczyny wyszły z domu Lucy i poszły do swoich samochodów.
Brandi od razu skierowała się do szpitala.
Na parkingu stało pełno samochodów, a w nich siedzieli paparazzi.
Cholera, muszę ją stąd jakoś zabrać. - Pomyślała dziewczyna i podjechała swoim samochodem na tyły szpitala.
Zaparkowała i szybkim krokiem weszła do szpitala z założoną czapką i okularami przeciwsłonecznymi.
Podeszła do pielęgniarki i powiedziała kogo przyjechała odebrać. Znowu przedstawiła się jako Mag.
Bri poszła do sali w której leżała jej przyjaciółka.
Lucy wstała gdy tylko ją zobaczyła.
- Cześć Bri! - Krzyknęła zadowolona.
- Hej Luu. Gotowa do wyjścia? - Zapytała ją blondynka.
- Czemu miała bym nie być gotowa? - Spojrzała na nią zdziwiona.
- Ymm... Tak jak by przed szpitalem stoi pełno samochodów w których siedzą paparazzi i czekają tylko aż wyjdziesz.
- Cholera.
- Nie martw się, postawiłam od tyłu.
- Wiesz jak cię kocham? - Zapytała ją szczęśliwa Lucy.
Nagle odezwał się telefon Brandi.
- Mike... - Odebrała telefon. - Co jest?
- Wiesz kto jest w tym szpitalu co Luu?! - Krzyczała do słuchawki.
Dziewczyna wzięła go na głośnomówiący.
- Kto? - Zapytała.
- Lucy Hale. - Odpowiedział roześmiany.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne. - Powiedziała Luu. - Już myślałam, że ktoś inny sławny. Jakieś ciasteczko czy coś.
- Ta jak zwykle o jednym. - Odezwał się Mike. - Kończę, bo Van woła.
- Jesteście ze sobą tak krótko, a ty jesteś na każde jej zawołanie. - Powiedziała Brandi i się rozłączyła. - Chodźmy już stąd. - Odezwała się do Lucy.
- Taaak, masz rację. Nie lubię tego miejsca.
Dziewczyny wyszły na hol w założonych kapturach i okularach przeciwsłonecznych i podeszły do kontuaru przy którym stała pielęgniarka aby wypisać dziewczynę.
Gdy skończyły i poszły do samochodu Lucy zaczęła temat ojca Brandi.
- Gadałaś z nim?
- Nie. Olivia też nie. Jest zajęta swoim nowym przyjacielem. Może dziś do niego pojadę. Możemy o tym nie rozmawiać?
- Dobra, jak wolisz.
Lucy włączyła radio.
- Fajna piosenka. - Powiedziała do Bri i zaczęła podśpiewywać.
- Mi się nie podoba. Jakiś kolejny boysband.
- Jakiś?! Serio?! - Krzyknęła na nią Luu.
- Wiesz... Nie słucham takiej muzyki więc mam prawo nie wiedzieć kto to, prawda? - Uśmiechnęła się wrednie do koleżanki.
- Boże, dziewczyno... Nie wiem w jakim ty świecie żyjesz.
- A ja wiem. W takim tylko dla osób z przepustką V.I.P. - Obie zaczęły się śmiać. - Lucy, jutro jadę z tobą na plan.
- Po co?
- Bo mam ochotę pomęczyć Iana. Poznęcam się nad nim psychicznie.
- Podoba mi się ten pomysł.
Nastała cisza w samochodzie. Grało tylko radio. Dziewczyny nie chciały już rozmawiać.
Gdy podjechały pod dom blondynki, Luu nagle się ocknęła, że nie jest u siebie.
- Co my tu robimy? - Zapytała zdziwiona.
- U nas pod domem nie ma reporterów. Ja jadę do ojca, a ty zostaniesz z Annie i Ronem. I pewnie z Mikem i Van.
Ciemnowłosa dziewczyna zgodziła się. Wysiadła z samochodu i poszła w stronę domu blondynki która właśnie zawracała samochód żeby wyjechać z podwórka.
Lucy weszła bez pukania do domu koleżanki. Słychać było tylko krzyki Mika i Rona którzy kłócili się o pilota od telewizora.
W końcu Vanessa zauważyła, że ktoś wszedł do domu.
- O boże... To naprawdę Lucy Hale?! - Krzyknęła i wypuściła szklankę z jakimś napojem który trzymała w ręce.
- Tak, to ja. Hej ludzie. Ty chyba jesteś Van. - Odpowiedziała jej.
- Boże, ona wie jak się nazywam! - Krzyczała dalej dziewczyna.
- Mike! Powiedz coś swojej dziewczynie! - Lucy krzyknęła na kolegę.
Chłopak zaczął się śmiać.
- Vannesa, to jest Luu, przyjaciółka Brandi. - Przedstawił dziewczynę. - A Bri gdzie?
- Pojechała zobaczyć się z waszym ojcem. - Odpowiedziała krótko.
- A mówiła coś o mnie? - Zapytał zaciekawiony Ron.
- Dlaczego niby miała by mówić coś o jej przyjebanym bracie? - Zapytała uśmiechnięta Lucy.
- Ej! - Krzyknął chłopak. - Chciałaś chyba powiedzieć, że o najprzystojniejszym chłopaku jaki istnieje na ziemi. - Ron udawał zasmuconego.
Wszyscy w pokoju wybuchli śmiechem.
- Dobre, idę do niej do pokoju się ogarnąć. - Powiedziała Luu i pobiegła do sypialni przyjaciółki.

Tymczasem Bri właśnie dojeżdżała do więzienia tymczasowego w którym przebywał jej ojciec.
Gdy weszła do środka od razu wszyscy wiedzieli z kim przyszła się zobaczyć.
Dziewczyna poszła usiąść z jednej strony szyby która była zrobiona z bardzo mocnego tworzywa.
Po chwili został przyprowadzony jej ojciec - Adam Marks.
- Córeczko... - Powiedział.
- Dlaczego tu jesteś? - Zapytała go prosto z mostu.
- Nie wiem, to jakaś pomyłka, na pewno! - Odpowiedział jej.
- Wiesz, jeżeli by to była pomyłka, to raczej by cię już wypuścili.
- Masz zamiar się teraz ze mną kłócić? - Zapytał ją oburzony.
- Nie. Ale przyszłam ci coś powiedzieć. Pamiętasz plan o którym zawsze mi mówiłeś, że mam nam wyrobić lewe paszporty gdyby coś się stało i wylądował byś tu?
Ojciec spojrzał na nią, ale się nie odezwał.
- A więc chyba nie pamiętasz. I dobrze, bo nie będę ich wyrabiała. Nie mam zamiaru się stąd wynosić, bo wpakowałeś się w jakieś gówno. Zostajemy tu z Ronniem. Mam za dużo do stracenia.
Adam jej nic nie odpowiedział, a dziewczyna już się podniosła żeby wyjść. Coś przykuło jej uwagę. A właściwie to ktoś.
- Brandi... - Odezwał się damski głos.
- Mama? - Spojrzała nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
- Córeczko, proszę porozmawiaj ze mną. Wiedzieliśmy z tatą, że się tu pojawisz, dlatego na ciebie czekałam właśnie tu. - Powiedziała kobieta.
- Wiesz co? Jebcie się wszyscy razem. Pierdole was. - Brandi wyszła szybkim krokiem.
Oczy zaszkliły jej się od łez. Pobiegła do swojego samochodu, ale nie wiedziała gdzie ma zamiar pojechać.
Włączyła silnik i skierowała się w stronę domu ...



Cześć!
Wróciłam! :)
Wiec możecie zgadywać do czyjego domu skierowała się Bri ;)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i że znajdę pod nim komentarze :)
Proszę was, jeżeli czytacie tego bloga, to komentujcie go, bo jak na razie okazuje się, że piszę dla 2 czy 3 osób.
Od teraz postaram się dodawać raz w tygodniu, nie częściej i nie rzadziej :)

Oooo, i polecam tego bloga! Jest o Niall'u Horanie. Jest inny niż wszystkie. Mi się osobiście bardzo podoba :D *klik* Dziewczyna która to pisze, ma świetny pomysł na to opowiadanie :) 


@Piinkiieee_ :)